Zyski można podzielić na materialne i niematerialne. Zwykle przy podobnych inwestycjach pytamy ile to będzie mnie kosztowało i gdy wychodzi drożej zamykamy się na nowe rozwiązanie i szukamy argumentów przeciw. Wspominamy o nagonce marketingowej i że nie chcemy się w to złapać, o modzie, a my wcale tak znowu za trendami nie podążamy, o tym, że instalator czy sprzedawca tak bardzo zachwala, czyli ma w tym niezły interes, pewnie spore prowizje… Jeśli klient nie widzi różnicy (to wentylacja i tamto wentylacja) to po co przepłacać?
Tylko, że różnice są spore. Zastanówmy się, czy warto za nie zapłacić?
Kiedyś budowało się inaczej, więc wentylacja grawitacyjna wystarczała. Dom był średnio szczelny, okna wybieraliśmy jakie były, w projekcie styropian 10cm majster zamienił na ósemkę, powiedział, że starczy – uwierzyliśmy, bo przecież w tym robi, a projektanci to tylko za biurkiem siedzą…
Teraz staramy się, żeby dom był ciepły, szczelny, okna energooszczędne. Ulegamy nagonce? A może liczymy się z pieniędzmi, bo koszty eksploatacji ponosi się co miesiąc i zależy nam, żeby były jak najniższe? Teraz buduje się inaczej, więc i wentylować należy inaczej.
Zbudowaliśmy szczelny dom, żeby było ciepło. Wentylacja naturalna także ma nawiew i wywiew. Idea jest taka, żeby nawiać tyle powietrza ile wywiać. Jeśli tak się nie dzieje to występują zakłócenia w pracy wentylacji.
W szczelnym domu nawiewamy nawiewnikami okiennymi (najczęściej), a wywiewamy przez kratki wentylacyjne kominami wentylacyjnymi. Odpowiedni przekrój i wysokość komina oraz wydajność nawiewnika, dostosowana do sposobu użytkowania domu i powinno wszystko śmigać.
Zimą zimno i wieje, przechodzisz obok okna i zamykasz nawiewnik (jeśli go w ogóle masz), bo po co ma wiać. I tylko pogarszasz sprawę, bo w domu robi się podciśnienie. Na zewnątrz jest dużo więcej powietrza, więc dom zasysa je jeszcze większym otworem niż nawiewnik – kominem wentylacyjnym. On zazwyczaj stoi blisko komina spalinowego lub dymowego (w zależności jak ogrzewasz dom) i zaciąga spaliny do środka. Więc następny Twój ruch – zatykasz kratkę wentylacyjną. Żeby było ciepło i żebyś się nie potruł. I w tej chwili nie masz wentylacji. Czekasz aż warunki na dworzu się poprawią i wtedy wszystko wróci do normy, odetkasz co zatkałeś, jak nie zapomnisz. Przez ten czas wszystko co normalnie jest z domu usuwane – zapachy, wilgoć, dwutlenek węgla, kumuluje się w domu i zaczyna się panoszyć.
Można zrobić eksperyment z pralką, żeby się przekonać jakiej destrukcji dokona wilgoć w połączeniu z brakiem ruchu powietrza. Wstaw pranie, wypierz i zostaw w pralce na godzinę. Otwórz, wyjmij i powąchaj. Godzina zaduchu!
To przerysowana skala, w domu tak nie śmierdzi. Wilgoć skraplającą się na szybach i parapecie można przecież wytrzeć, kolejna kawa w ciągu dnia, żeby się wreszcie obudzić, a w ogóle to czemu ludzie kiedyś nie mieli alergii? I wszystkie kłopoty przez fizykę, która nie działa tak jak miała.
Zauważyłeś ten odruch – pozatykać wszystkie szpary, żeby ciepło nie uciekło? Bo wychodzi na to, że przez tę wentylację to ono ucieka, a zimno wpada. A płacisz za to ciepło i nie po to budowałeś ciepły i szczelny dom, żeby teraz to tracić, nawet kosztem zdrowia i złego samopoczucia. A są rozwiązania, które pozwalają to uciekające ciepło zaprzęgnąć do pracy jeszcze raz i wyssać z niego tyle ile się da…
„Mieszkam na wsi, mam świeże powietrze, blisko las, lubię spać przy otwartym oknie, u mnie to się nie sprawdzi.”
Mieszkając na wsi można się przyzwyczaić, że przyroda wchodzi nam przez okna do środka. Można to nawet polubić, albo próbować się zabezpieczać różnymi moskitierami…
Starannie wybierając działkę pod lasem chodzimy zapewne po sąsiadach i oprócz szans na wspólnego grilla próbujemy wyczuć, które śmieci na wiosce palą się najlepiej – bo my naród ekologiczny jesteśmy, segregujemy śmieci pod kątem nadających się i nie nadających się do palenia 😉 A kto sąsiadowi zabroni.
Miejski smog, te wszystkie spaliny przed którymi uciekliśmy na wieś atakują zza płotu, przecież każdy oszczędza. A jak jeszcze ktoś rozpali grilla albo inne ognisko i nas nie zaprosi? Zamkniemy okno, żeby mieć świeższe powietrze?
„Eksploatacja wentylacji naturalnej to 0 zł (słownie: zero), a przy rekuperacji filtry trzeba wymieniać, czyścić przewody, konserwować wiatraki, zapłacę za urządzenia, które żrą prąd i nigdy nie uwolnię się od kosztów.”
To prawda, że wentylacja naturalna nie generuje kosztów jej obsługi i dlatego powyższy argument jest na ustach większości przeciwników rekuperacji.
Bezpośrednich kosztów nie generuje, ale pośrednie tak – wizyty u lekarza od górnych dróg oddechowych i alergologa, koszt osuszania wilgoci i maskowania wykwitów, koszt usuwania zagrzybień, częstszych remontów – to w późniejszym czasie, wreszcie koszt ogrzewania powietrza nawiewanego (już obojętnie którędy nawiewanego) – to na bieżąco.
Można kłócić się o modę na bycie eko, o cudne wiejskie klimaty, o nabijanie kabzy domokrążców od rekuperacji. Ale zdrowsi od tego nie będziemy. Budujemy dom na lata, żeby było nam wygodnie, żeby mieć kawałek swojej przestrzeni, do której chętnie wrócimy po pracy czy z wakacji. To ma być bezpieczne miejsce, gdzie można wypocząć, wyspać się, nabrać sił. Mamy na to wpływ, wybierajmy mądrze.